sobota, 31 października 2015

Rozdział V

Gdy zbliżałam się do drzwi wyjściowych wyobrażałam sobie spotkanie z Gideonem. Miałam nadzieję, że nadal coś do mnie czuje. W końcu nie widzieliśmy się przeszło miesiąc, co jest dziwne bo oboje codziennie musimy przychodzić do siedziby Loży, aby poddać się elapsji. Ale w ciągu tego czasu ani razu go nie spotkałam. Codziennie pytałam pana Georga gdzie podziewa się Gideon, ale po kilku dniach słuchania tej samej odpowiedzi, że diament ma teraz bardzo ważną misję i codziennie musi udawać się w przeszłość, aby zdobyć tajne informacje dałam sobie spokój z drążeniem tego tematu. Wielokrotnie próbowałam przekonać strażników, abym mogła towarzyszyć Gideonowi w jego misji. Loża jednak uważała, że będę mu tylko przeszkadzać. Wychodząc ze szkoły od razu zauważyłam czarną limuzynę i opierającego się o nią Gideona.
- Boże, jaki on przystojny - pomyślałam i zaczęłam zmierzać w jego kierunku. Nagle pojawiła się Charlotta, która wyprzedziła mnie i pognała w kierunku mojego ukochanego. Oczywiście od razu rzuciła mu się na szyję, co najwidoczniej mu nie przeszkadzało, bo odwzajemnił jej uścisk. Gdy do nich podeszłam nawet mnie nie zauważyli, więc głośno zakaszlałam.
Ooo... cześć Gwendolyn - przywitał mnie Gideon, uwalniając się z uścisku Charlotty. Nic nie odpowiedziałam, więc chłopak kontynuował.
-Dawno się nie widzieliśmy - powiedział, chcąc mnie przytulić. Ja natychmiast odsunęłam się od niego.
- Gwen, co się stało? - zapytał zdziwiony.
- Nic, po prostu nie chce psuć twoich doskonałych relacji z moją kuzynką - powiedziałam z udawanym, miłym tonem.
- Jesteś zazdrosna o Charlotte?
- Yyy... nie! Chociaż może... Nie mam ochoty z tobą gadać! - wycedziłam zdenerwowana i zaczęłam wchodzić do limuzyny.
- Gwen poczekaj - Gideon złapał mnie za nadgarstek. Próbowałam mu się wyrwać, ale był odemnie silniejszy.
- Gideonie - zaczęłam. - Chcę jak najszybciej odbyć elapsję, aby jak najwcześniej wrócić do domu, więc bardzo Cię proszę zawieź mnie do strażników TERAZ.
- Ale Gwen musimy porozmawiać - Gideon nie dawał za wygraną.
- Zawieziesz mnie do siedziby strażników, czy mam wezwać taksówkę? - zapytałam prawie krzycząc.
- No dobrze, ale wrócimy do tej rozmowy - powiedział zrezygnowany Gideon, otwierając przede mną drzwi. Usiadłam koło Charlotty, która najwidoczniej słyszała całą naszą rozmowę i była bardzo zadowolona z tego, że się pokłóciliśmy. Przez całą drogę nic nie mówiłam. Za to moja kuzynka cały czas próbowała zagadywać Gideona, a nawet z nim flirtować. Na szczęście on nie zwracał za bardzo na nią uwagi, ale za to zauważyłam w lusterku, że co jakiś czas na mnie zerka. Mimo to, że byłam na niego zła sprawiło mi to przyjemność, ponieważ Charlotta też zobaczyła jak Gideon na mnie patrzy,bo kilka razy rzuciła mi wredny komentarz, aby pokazać chłopakowi, jak to nie warto się mną interesować. Ale na to już ani ja, ani Gideon nie zwracaliśmy na nią uwagi.

                                                   ***

Nie było dużych korków, więc po dwudziestu minutach byliśmy już na miejscu. Gideon wyszedł z limuzyny i poszedł otworzyć drzwi Charlottcie. 
- Oczywiście, że to ona jest dla niego na pierwszym miejscu, o tym, że ja tu jestem zapomniał po dwudziestu minutach - pomyślałam wychodząc z limuzyny. Zaczęłam zmierzać w kierunku schodów prowadzących do drzwi siedziby Loży, gdy nagle ktoś złapał mnie za nadgarstek.
- Gwen zaczekaj - Gideon przyciągną mnie delikatnie do siebie. - Możemy porozmawiać?- zapytał z nadzieją.
- Nie mamy o czym
- Jak to nie? Nie widziałem cię przeszło miesiąc, a gdy dochodzi do naszego spotkania to ty zarzucasz mi, że flirtuje z Charlo... - zaczął zdenerwowany, ale nie dałam mu skończyć.
- Aha czyli to moja wina, że za każdym razem, kiedy tu przychodziłam ciebie nie było!?To moja wina, że ani razu nie zadzwoniłeś, żeby powiadomić mnie co się z tobą dzieje i gdzie jesteś!? To moja wina, że nikt nie chce mi mówić co się tu dzieje i co to za tajna misja o której wiedzą wszyscy z Loży tylko nie ja!? To moja wina, że oddalamy się od siebie i udajemy, że wszystko jest OK!? - zaczęłam krzyczeć i płakać.
- Gwen... ja.....nie wiedziałem..... naprawdę... - zaczął zaszokowany Gideon.
- Jak mogłeś wiedzieć, skoro cie przy mnie nie ma?! - krzyknęłam przez łzy.
Gwen...proszę Cię...- Gideon był taki smutny, całkowicie nie wiedział co zrobić.
- Nie mam ochoty ani czasu na dalszą rozmowę z tobą - powiedziałam gdy łzy przestały napływać mi do oczu i ruszyłam w kierunku schodów. Czułam, jak Gideon szedł za mną. Zaczęłam prawie biec. Wiedziałam, że w końcu mnie dogoni a ja już wyczerpałam na dziś limit łez. Na szczęście uratował mnie pan George, który otworzył przede mną drzwi do budynku.
- Dzień dobry Gwendolyn - przywitał mnie promiennym uśmiechem.
- Dzień dobry - odpowiedziałam wycierając nos w rękaw bluzy.
- Wszystko w porzątku? - zapytał zatroskany.
- W jak najlepszym - uśmiechnęłam się, czując, że wyszło mi to sztucznie.
Pan George najwidoczniej to zauważył, ale nie drążył dalej tematu.
- Gotowa na dzisiejszą elapsję?
- Tak - odpowiedziałam z ulgą. Dziś wyjątkowo nie mogłam się doczekać, aż spędzę czas samotnie w ciemnej piwnicy.
- Panie George chciałbym udać się na elapsję wraz z Gwendolyn - usłyszałam za plecami głos Gideona.
- Bardzo mi przykro panie de Villiers, ale odbył dziś pan elapsję, a pański wuj chciałby z panem jak najszybciej porozmawiać - te słowa były dla mnie wybawieniem.
- Proszę tędy Gwendolyn - pokazał mi drogę pan George. Zadowolona, samodzielnie ruszyłam w kierunku podziemi. Odwróciłam się jeszcze na chwilę, aby spojrzeć na Gideona. Stał obok starej, rycerskiej zbroi i cały czas na mnie patrzył. Z trudem oderwałam wzrok od tych jego pięknych, zielonych oczu.
- Wielka szkoda, że moich już nie zawiązują chustką - pomyślałam.



Bardzo proszę o komentarze. Nie wiem czy ktokolwiek czyta moje posty i czy jest sens nadal je pisać.

sobota, 24 października 2015

Rozdział IV

Na korytarzu poszłyśmy z Leslie do naszych szafek po podręczniki do matematyki. Po drodze mijałyśmy Raphaela, który jak zawsze był otoczony przez tłum dziewczyn. Zauważyłam, że mimo zalotów szkolnych piękności nadal patrzył zakochanym wzrokiem na mijającą go Leslie, która nawet nie uraczyła chłopaka jednym spojrzeniem.
- Jak on jest w tobie zakochany - powiedziałam do przyjaciółki.
- Kto? - zapytała udając, że nie wie o kim mówię.
- No Rapahel - odpowiedziałam.
- Jejku ... Gwen dobrze wiesz, że jakby mu na mnie zależało to nie spotykał by się za moimi plecami z inną - powiedziała Leslie otwierając szafkę.
Nagle zauważyłam, że w naszym kierunku zmierza Raphael. Chłopak podszedł do Leslie i zasłonił jej oczy swoimi dłońmi.
- Zgadnij kto to? - zapytał bardzo niskim głosem.
- Hmm... Brad Pitt? - zapytała z udawaną nadzieją Leslie.
- Byłaś blisko - odpowiedział ze śmiechem Raphael i odsłonił oczy dziewczyny.
- Co tam u was? - zapytał obejmują Leslie ręką.
- A nic ciekawego - odpowiedziała szybko Leslie,uwalniając się z uścisku chłopaka.
- Może być - odpowiedziałam Raphaelowi. - A ty jak się czujesz?
-W sumie to nieźle....- zaczął , ale przerwała mu Cynthia, która pojawiła się nie wiadomo skąd.
- Wczoraj było wspaniale, musimy to powtórzyć - powiedziała dziewczyna rzucając się zaskoczonemu Raphelowi na szyje. Popatrzyłam na moją przyjaciółkę, która miała minę jakby zaraz miała się rozpłakać.
- Muszę już iść na lekcję - oznajmiła dziwnym głosem i prawie biegiem ruszyła w kierunku klasy.
-Leslie zaczekaj - pobiegłam za przyjaciółką.
- Wszystko w porządku - oznajmiła gdy ją dogoniłam.
- Na pewno? - zapytałam nie dowierzając.
- Na 100% - oznajmiła z uśmiechem Leslie - tylko po prostu nie miałam ochoty na nich patrzeć. - A teraz Cię przepraszam ale muszę porozmawiać z Panią Robbins o naszym wyjeździe do kina - powiedziała i weszła do klasy. Już miałam wchodzić do klasy kiedy podbiegł do mnie Raphael.
- Gdzie jest Leslie?- zapytał.
- W klasie rozmawia Panią Robbins - odpowiedziałam. - Ale z tobą raczej nie będzie miała ochoty rozmawiać.
- Dlaczego?! Co się jej stało?
- Widziała Cię na randce z Cynthią - powiedziałam ze złością.
- Co?! Ja nie byłem z nią na randce!
 -To nie byłeś z nią w pizzerii?- zapytałam zdziwiona.
- No byłem, ale to nie tak jak myślicie.
- No to jak?
- Gdy wracałem ze spotkania z Leslie, zadzwoniła do mnie Cynthia, która powiedziała, że za chwilę będzie tam spotkanie naszej klasy- opowiedział Raphael.
- No ale ja nic nie wiedziałam o tym spotkaniu - powiedziałam zdziwiona.
- Bo nie było żadnego spotkania!
Popatrzyłam na niego zdezorientowana.
- W pizzerii była tylko Cynthia - powiedział Raphel.
-To dlaczego z nią zostałeś?- zapytałam
- Chciałem pójść, ale prosiła mnie żebym chwilę został - powiedział. - Głupio mi było tak ją zostawić.
Zrobiło mi się go szkoda.
- Postaram się wytłumaczyć to Leslie - oznajmiłam Raphaelowi.
- Dzięki Gwen. Mam nadzieję, że Leslie mi uwierzy - powiedział z widoczną nadzieją.

                                                                 ***

Lekcja matematyki minęła bardzo szybko. Udało mi się wyjaśnić Leslie, że Raphael nie umawia się z Cynthią. Po dzwonku pożegnałam się z przyjaciółką, która obiecała mi, że porozmawia z Raphaelem i szybko pobiegłam w kierunku wyjścia. Nie mogłam doczekać się spotkania z Gideonem.

środa, 14 października 2015

Rozdział III

W klasie byli już wszyscy. Ja i Leslie szybko zajęłyśmy swoje miejsca w trzeciej ławce.
-Dzień dobry - przywitał się z nami pan Roberts. - Dzisiejsza lekcja angielskiego będzie bardzo interesująca. Poznamy na niej życiorys Williama Szekspira - powiedział z wielką radością nauczyciel.
-Chętnie o nim posłucham - oznajmił z zaciekawieniem Xemerius, który właśnie wleciał do klasy i usiadł na stoliku w pierwszym rzędzie.
-Jak wszyscy wiemy Szekspir był autorem wielu dramatów,które cieszą się uznaniem do dziś. Ale czy jesteście świadomi jak wyglądało jego dzieciństwo? Czy wie.... - I właśnie wtedy wyłączyłam się z lekcji. Zauważyłam jak Raphael zerka na Leslie tymi pięknymi, zielonymi oczami. Od razu przypomniało mi się o Gideonie. Ostatni raz, kiedy udało mi się spojrzeć w jego źrenice był dniem mojej śmierci z powodu rany zadanej mi przez lorda Alastaira.Potem okazało się, że jestem nieśmiertelna, a Gideon po wypiciu proszku z chronografu, również. Więc, mieliśmy dla siebie całą wieczność. Ale zauważyłam, że miłość mojego życia zanim spędzi ją ze mną, chce poświęcić trochę swojego czasu dla Charlotty.
-Ciekawe co myśli o tym panna Sheperd? - z zamyślań wyrwał mnie głos nauczyciela.
Yyy...czy mógłby pan powtórzyć pytanie? - spytałam zmieszana.
Widzę, że kogoś nie interesuje dzisiejsza lekcja - powiedział zdenerwowany pan Robins.
Yyy...nie, ja tylko się zamyśliłam - próbowałam wybrnąć z tej sytuacji.
-Rozumiem przez to, że jest pani dobrze zapoznana z życiorysem Szekspira - kontynuował nauczyciel. - Więc kiedy urodził się ten wybitny pisarz? - zapytał.
Kątem oka zauważyłam jak Charlotta siedząca za mną podnosi rękę. Wredna zołza zawsze chce pokazać, że jest ode mnie lepsza - pomyślałam.
-Czekam na odpowiedź panno Sheperd - pośpieszał mnie pan Roberts.
-Yyy....Urodził się w... - oczywiście nie znałam odpowiedzi.
- Jak dobrze pamiętam to w 1564 r. - podpowiedział mi Xemerius, o którego obecności znowu zapomniałam.
-William Szekspir urodził się w 1564r. - podałam pewnie odpowiedź.
-Hmm... ma pani rację - powiedział zdezorientowany nauczyciel. Na pewno był przekonany, że nie nie podam mu odpowiedzi.
- Nie wiedziałam, że zainteresował cię temat o Szekspirze - szepnęła do mnie Leslie.
- Nie mnie, tylko Xemeriusa -  poprawiłam ją.
Potem pan Robins zlitował się nad Chrrlottą ciągle trzymającą rękę w górze i zadał jej kilka pytań na temat dzisiejszej lekcji. A ja znowu zapatrzyłam się w Raphela, który zerkał na Leslie. Moja przyjaciółka udawała, że tego nie widzi. Ale natomiast ja zauważyłam, że co chwilę zerka na Cynthię z nadzieją, że zobaczyła, że to na nią patrzy Raphael.
- Charlotto, widzę, że jesteś doskonale obeznana z dzisiejszej lekcji - pochwalił moją kuzynkę nauczyciel, a ta uśmiechnęła się dumnie i popatrzyła na mnie z wyższością.
Nie mogłam już doczekać się końca lekcji po których miałam pojechać z Gideonem do loży. Miałam nadzieję, że uda nam się spokojnie porozmawiać.
 W końcu zadzwonił długo wyczekiwany przeze mnie dzwonek i szczęśliwe wyszłyśmy z Leslie na korytarz.

sobota, 3 października 2015

Rozdział II

Przez całą drogę do szkoły towarzyszył mi Xemerius. Mały gargulec ciągle mnie przepraszał za tę kilkudniową nieobecność. Opowiadał jak to z nudów poleciał na małą wycieczkę i trafił do domu starszej pani z dwoma kotami. Przez kilka dni kombinował jak by się tu zabrać za ich skonsumowanie. Gdy już miał się podjąć tej jakże okropnej dla mnie zbrodni, odkrył, że te koty również są duchami i nawet się z nimi zaprzyjaźnił.
- To niedorzeczne - powiedziałam.
- Ale co skarbie? - zapytała mama.
- Yyy...noo... - nie wiedziałam co odpowiedzieć. - Mama do tej pory do końca nie wierzy, że słyszę i widzę duchy.
Na szczęście byliśmy już pod szkołą,szybko pożegnałam się z mamą i poszłam w kierunku Leslie, która już czekała na mnie na schodach.Gdy tylko mnie zauważyła wstała i pomachała do mnie. Podbiegłam do niej.
- Cześć - powitała mnie.
- Mów jak było wczoraj z Raphelem - powiedziałam bez przywitania.
-Okropnie - rzekła bez zastanowienia Leslie.
- Opowiadaj wszystko ze szczegółami - nakazałam przyjaciółce. Usiadłyśmy na schodach i zaczęłam jej słuchać.
- Więc tak - zaczęła. - Umówiliśmy się przed tą nową, francuską restauracją. Gdy tam dotarłam, Raphael już na mnie czekał, trzymał w ręce czerwoną różę, wyglądał tak słodko - rozmarzyła się. Kiedy do niego podeszłam przytulił mnie na przywitanie i dał kwiatka -uśmiechała się na to wspomnienie. Nagle spoważniała i zaczęła mówić dalej.
-Oczywiście od razu mu powiedziałam, że traktuję nasze wyjście jako przyjacielskie spotkanie, a nie randkę.
-Tak wiem, wiem - odpowiedział mi Raphael przewracając przy tym oczami. Potem zapytał mnie czy zrobiłabym mu ten zaszczyt i poszła z nim na kawę. Zgodziłam się. Złapałam go pod rękę i weszliśmy do restauracji. Zamówiliśmy dwie duże kawy z kardamonem i zaczęliśmy rozmawiać. Raphael opowiadał mi o mieście w którym mieszkał, o swojej mamie i ojczymie oraz o dawnej szkole, przyjaciołach, których musiał zostawić i......-Leslie nagle przerwała - popatrzyłam na nią zachęcając ją do kontynuowania.
-Iii.... -zaczęła - o swojej dziewczynie z którą z powodu wyjazdu musiał zerwać - dokończyła dziwnym głosem.
-Jesteś zazdrosna o jego byłą dziewczynę! - powiedziałam śmiejąc się.
-Wcale nie! - zaczerwieniła się. - Dla mnie może mieć nawet kilka dziewczyn, nie obchodzi mnie to - broniła się stanowczo Leslie.
- Oczywiście - odpowiedziałam kpiąco. - Ale nieważne, mów co było dalej.
-Potem to poszliśmy do parku i ten drań zaczął ze mną flirtować, co było całkiem miłe - Leslie zaczęła się znowu uśmiechać.
- Jak Ci się podobało to czemu wyzywasz go od drani? - zapytałam zdziwiona.
- Bo Raphael jest draniem - ton głosu Leslie stawał się coraz bardziej zdenerwowany. - W parku zadzwoniła do mnie mama musiałam wrócić do domu. Raphael był takim dżentelmenem, że odprowadził mnie pod same drzwi mojego domu. Przytulił mnie na pożegnanie i się rozeszliśmy.
- I co wym złego? - zapytałam przyjaciółkę.
A to, że potem musiałam podejść do supermarketu i mijałam pizzerie, w której zauważyłam Raphaela z Cynthią. Oczywiście ten drań opowiadał jej takie historyjki, że ona nie mogła oderwać od niego wzroku. Nagle zadzwonił dzwonek. Wtedy zauważyłam Xemeriusa, który wzdrygną się na dźwięk dzwonka - byłam tak zasłuchana w historię Leslie, że nawet nie zauważyłam, kiedy usiadł obok mnie.On najwidoczniej też przeją się jej opowiadaniem.
- Od początku wiedziałem, że ten zielonooki Francuz jest taki sam jak jego podróżujący w czasie braciszek - powiedział Xemerius.
Zignorowałam go i pobiegłam za Leslie, która właśnie wchodziła do szkoły.
- Oj kochana nie przejmuj się tak, może to było tylko koleżeńskie spotkanie - próbowałam pocieszyć przyjaciółkę w drodze na lekcję.
- Nie obchodzi mnie to, nie mam ochoty rozmawiać z tym draniem-odpowiedziała, otwierając drzwi do sali.

czwartek, 1 października 2015

Rozdział I

Obudziłam się cała spocona. Znów ten okropny sen, ostatnio pojawia się coraz częściej. Spojrzałam na zegarek była dopiero 6.00. Miałam mnóstwo czasu do śniadania, więc wzięłam telefon ze stolika I zaczęłam przeglądać wiadomości.
- Żadnego SMS 'a od Gideona - pomyślałam.
 To, że jeszcze nie jesteśmy oficjalnie parą, nie oznacza, że nie może napisać do mnie słodkiego SMS 'a.W końcu jesteśmy dla siebie kimś więcej niż przyjaciółmi - tak mi się przynajmniej wydaje.
Postanowiłam wyrzucić na chwilę z głowy Gideona i wróciłam do przeglądania wiadomości. Leslie napisała do mnie o 20.00, wczoraj byłam taka zmęczona, że całkowicie zapomniałam , że Raphael zaprosił ją na "przyjacielski" spacer.
-Raphael jest okropny, najpierw mówi mi jaką jestem kochaną przyjaciółką i jak dużo dla niego znaczę, a potem widzę go w pizzerii z Cythią. Nie na widzę go - przeczytałam wiadomość od Leslie.
-Wow jeszcze nigdy nie była tak wkurzona na Raphaela, biedaczek ma przewalone - pomyślałam.
-Tak masz rację, on jest okropny jak mógł zjeść tą cała pizze bez nas - odpisałam żartobliwie.
Leslie też się już obudziła bo odpisała po kilku sekundach
- Bardzo śmieszne, w ogóle czemu tak późno odpisałaś?
- Przepraszam byłam bardzo zmęczona po elapsji - napisałam.
O 6.30 postanowiłam wstać, ogarnąć jakoś swoje włosy i resztę. Zwlokłam się z łóżka, a potem ubrałam na siebie mundurek szkolny. W łazience umyłam zęby oraz zrobiłam lekki makijaż. Po krótkim czasie zeszłam na dól.
 Przy stole czekali już moja mama, Nick I Caroline, ciotka Glenda wraz z Charlottą i ciocią Maddy.
- Dzień dobry - powitałam ich wesoło.
- Dzień dobry Gwendolyn - odpowiedział pan Benhard, który właśnie przyniósł jajecznicę, która pachniała nieziemsko. Od razu zasiadłam do stołu i nałożyłam sobie cały talerz jedzenia.
- Powinno się ograniczać takie ilości kalorii, a szczególnie w twoim przypadku Gwendolyn - powiedziała złośliwie Charlotta.
- Charlotto - ty szczególnie powinnaś wiedzieć, że dobrze wychowane osoby nie mówią takich nieuprzejmych rzeczy przy stole - upomniała ją ciocia Maddy.
- Kochana Maddy - zaczęła ciocia Glenda. - Jak dobrze wiemy prawdziwe damy dbają o swoją figurę, więc Charlotta nie obraziła Gwendolyn tylko dała jej do zrozumienia, o co musi zadbać.
- No właśnie - broniła się Charlotta.
- Tak, nie ma to jak zostać szkieletem na którym Gideon nawet w przeszłości mógłby się uczyć anatomii - powiedział Xemerius, którego nie widziałam od kilku dni.
Zaśmiałam się pod nosem - ten mały gargulec zawsze potrafi mnie rozbawić.
- Słyszałam, że jak ktoś komuś dokucza do jest o niego zazdrosny-powiedziała Caroline.
- Nie mam jej czego zazdrościć - powiedziała z kpiącym uśmieszkiem Charlotta - to ja mogę mieć każdego chłopaka w szkole.
- Gwen nie potrzebuje szukać chłopaka - odpowiedziała roześmiana Caroline. - Ma już swojego Gideona.
- Po pierwsze  -zaczęła rozdrażniona Charlotta. - Nie swojego. Gideon nie jest własnością Gwendolyn, jest wolnym człowiekiem, w każdej chwili może przejrzeć na oczy i od niej odejść, a po drugie. Nie mam pojęcia co on w niej widzi, jest tyle dziewczyn o wiele lepszych od niej.
-Na przykład ty - powiedziałam kpiąco.
- W szczególności ja - odpowiedziała pewnie Charlotta.
- Jak ta ruda małpa mnie denerwuje, gdyby była kotem od razu bym ją zjadł - powiedział Xemerius.
- Dosyć tego - krzyknęła rozzłoszczona mama. - Jest już późno, dzieci spóźnią się do szkoły.
- Gdy mama to powiedziała ulżyło mi, miałam dosyć wrednych komentarzy Charlotty. Po raz pierwszy nie mogłam doczekać się dnia w szkole.