środa, 30 grudnia 2015

Rozdział X

Bardzo przepraszam, że tak długo nie było nowego rozdziału. Mam nadzieję, że ten wam się spodoba :*. Bardzo proszę o komentarze.

- Gdzie mnie prowadzisz? - pytałam Gideona ciągnącego mnie za rękę.
- Zaraz zobaczysz.
- Jejku daleka jeszcze? Nogi mnie bolą- jęczałam.
- Nie, nie daleko. Przestań tak marudzić. Robisz się nieznośna - czułam, że uśmiecha się pod nosem.
- No dobrze, dobrze - powiedziałam robiąc naburmuszoną minę. Ale naprawdę bolą mnie już nogi!
- Tak lepiej? - zapytał Gideon podnosząc mnie.
- Może być. Ale mógłbyś jeszcze zdjąć mi tę okropną opaskę.
- Jesteśmy - oznajmił stawiając mnie na ziemi.
- Jak tu pięknie! - krzyknęłam gdy Gideon zdjął mi z oczu opaskę. Byliśmy w starym sadzie, który znajdował się na wzgórzu.
- Podoba ci się?
- Tak! A to co? - zapytałam dostrzegając coś pod jednym z drzew.
- To piknik, który przygotowałem - oznajmił Gideon z wielkim uśmiechem.
- Nie powinniśmy udać się na elapsję? - zapytałam po kilku godzinach.
- Na co? - zapytał z rozbawieniem Gideon.
- No na elapsję!
- Po co Gwen? - zapytał.
- No nie pamiętasz? Przecież musimy udawać się na elapsję, aby uniknąć niekontrolowanego przeskoku w czasie - powiedziałam zdezorientowana.
- Haha Gwen przecież my nie możemy już udać się w przeszłość, ani w przyszłość.
- Jak to? Poza tym nigdy nie mogliśmy udać się w przyszłość! Gideon co się dzieje? - już całkiem nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Gwen nasze podróże w czasie to stare dzieje - powiedział Gideon najwyraźniej zadowolony.
- No właśnie Gwendolyn! - usłyszałam czyjś głos. Zaczęłam się nerwowo rozglądać za jego właścicielem. Popatrzyłam na Gideona i zauważyłam, że patrzy się na postać zmierzającą w naszą stronę.
- Nie zbliżaj się! - wycedził przez zęby i osłonił mnie swoim ciałem.
- A to dlaczego? Już mi nie ufasz? - zapytał mężczyzna i zbliżył się do nas. Po chwili rozpoznałam w nim hrabię i schowałam się jeszcze bardziej za Gideonem.
- Powiedziałem nie zbliżaj się! - krzyknął chłopak i rzucił się na hrabiego. Patrzyłam jak obaj przywracają się na ziemię.
- Haha to najgorsze co mogłeś zrobić - powiedział hrabia i nagle obaj zniknęli.

                                              ***

- Gwen wstawaj już 7.00 - usłyszałam głos mamy.
- Co?! Zerwałam się momentalnie z łóżka i pognałam do szafy, aby znaleźć ubrania.
- Dlaczego nie obudziłaś mnie wcześniej? - zapytałam mamy wychodzącej z pokoju.
- Trzeba było nastawić budzik a nie liczyć na to, że ja nigdy nie zaśpię! - powiedziała i wyszła z pokoju. Poszłam szybko do łazienki. Gdy myłam twarz w lustrze zauważyłam moją bransoletkę. Całkowicie zapomniałam o wczorajszym wieczorze. Byłam ciekawa gdzie jest Gideon. Na pewno wczoraj gdy tylko zasnęłam wyszedł do domu, ale dlaczego nie zostawił mi liściku albo nie wysłał SMS'a? Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos mamy wołającej na śniadanie. Zeszłam szybko do jadalni, w której byli już wszyscy. Jadłam śniadanie najszybciej jak potrafiłam, aby uniknąć pytań Charlotty o wczorajszym dniu. Gdy skończyłam zaczęłam wstawać od stołu.
- Dokąd idziesz Gwen? - zapytała mama.
- Musze już wyjść. Jestem umówiona z Leslie pod szkołą.
- Zaczekaj chwilkę to pojedziemy razem.
- Przepraszam, ale jestem już spóźniona, a po za tym pojadę rowerem.
- No dobrze. Ale uważaj na siebie kochanie - powiedziała mama całując mnie w policzek.
- Dobrze mamo. Pamiętaj, że nie mam już 10 lat - zaśmiałam się i pożegnałam z resztą rodziny.

                              ***
Pod szkołą zaczęłam rozglądać się za Leslie. Zauważyłam ją na schodach i podbiegłam do niej.
- No nareszcie jesteś! Ile można na ciebie czekać? - przywitała mnie Leslie.
- Przepraszam. Zaspałam. A poza tym kilka minut na świeżym powietrzu dobrze ci zrobi - oświadczyłam.
- Ostatnio często bywam na dworze.
- Zaczęłaś uprawiać jogging? - zaśmiałam się.
- Nie! A nawet jeśli to co w tym śmiesznego?
- Haha nic. No mów o co chodzi.
- No posłuchałam twojej rady w sprawie Raphaela i nooo... jesteśmy tak jakby w związku - oświadczyła Leslie lekko się rumieniąc.
- Wow naprawdę? - nie mogłam w to uwierzyć. To świetnie!
- Też się cieszę. Ale nie wiem czy to nie za szybko - powiedziała zmartwiona.
- Oj Les nie martw się. Pasujecie do siebie, a Ralhael jest w ciebie strasznie zapatrzony.
- Chyba znowu masz racje - Leslie lekko się rozpogodziła.
- Oczywiście, że mam! A teraz wejdźmy do środka bo za chwilę dzwonek.

                                     ***

 Lekcje minęły mi bardzo szybko. Kilku nauczycieli zachorowało, więc mieliśmy zastępstwa co sprawiło, że lekcje były bardzo luźne. Gdy zadzwonił dzwonek ruszyłam szybko w kierunku drzwi wyjściowych. Gdy zauważyłam czarną limuzynę stojącą na podjeździe przyśpieszyłam kroku. Natychmiast zwolniłam gdy zauważyłam, że z auta zamiast Gideona wychodzi pan Marley.
- Dzień dobry - powitałam go, starając się aby w moim głosie nie było słychać rozczarowania.
- Witam Gwendolyn - odpowiedział obojętnie męszczyzna i otworzył mi tylne drzwi.
- Wie pan może o której odbędę dzisiaj elapsję? - zapytałam wiedząc, że przed tym czeka mnie rozmowa ze strażnikami.
- Niestety nie - odpowiedział lekko zdenerwowany pan Marley.
- A moja dzisiejsza rozmowa ze strażnikami nadal jest aktualna?
- Tak... oczywiście, że tak... Ta rozmowa jest nawet obowiązkowa! To bardzo ważna rozmowa, która może wszystko zmienić! - odpowiedział pan Marley chyba bardziej do siebie niż do mnie.
- Jak to zmienić - zapytałam zdziwiona. A pan Marley podskoczył na moje słowa. Najwidoczniej nie miałam usłyszeć tego co powiedział wcześniej.
- Yyy... przykro mi ale powiedziałem już za dużo. Wszystkiego dowiesz się gdy dojedziemy na miejsce. Przez resztę drogi próbowałam dowiedzieć się czegoś więcej. Nie wiedziałam o co chodzi i dla czego pan Marley jest tak bardzo załamany tą rozmową. Dlaczego miała ona wszystko zmienić?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz