środa, 25 listopada 2015

Rozdział VII

Gdy wyszliśmy z sali zaczepiła nas Charlotta.
- Gideon gdzie ty się podziewasz? - zapytała słodko. - Wszędzie cię szukam.
- Przepraszam, ale musiałem porozmawiać z Gwenny - powiedział obejmując mnie w pasie.
- Aha... idziemy dziś z Raphaelem na pizze. Może pójdziesz z nami? - zapytała Gideona.
- Dziś nie mam czasu - odpowiedział.
- Szkoda - powiedziała ze smutkiem Charlotta. Dobrze, że chociaż Raphael się ze mną spotka.
- Nie jestem pewien - Gideon był zmieszany.
- Co masz na myśli? - zapytała.
- Raphael powiedział mi rano, że ma dziś spotkanie z Leslie i nie może się z tobą zobaczyć. Miałem ci to przekazać.
- Co?!...No nie wierze!... - Charlotta rzuciła nam wściekłe spojrzenie i ruszyła w kierunku drzwi.
- Powiedziałem coś źle? - zapytał mnie Gideon.
- Nie. To ona nie może pogodzić się z prawdą - odpowiedziałam wiedząc, że Charlotte najbardziej męczy to, iż to mnie kocha Gideon.
- Jaką prawdą?
- Nieważne - powiedziałam przytulając się do niego. Gideon już o nic nie pytał. Nagle usłyszeliśmy czyjeś odchrząkniecie i odsunęliśmy się od siebie. Przed nami stał, jak zwykle czerwony pan Marley.
- Nie chce wam przeszkadzać, ale twój wuj prosił, abyś się z nim spotkał Gideonie - powiedział pan Marley.
- Proszę mu przekazać, że dziś już nie mam czasu - Gideon chwycił mnie za rękę i ruszył korytarzem.
- Ale... pański wu...uj... cze... - rudzielec zaczął się jąkać.
- Do widzenia - pożegnał go jeszcze Gideon.
- Gdzie my idziemy? - zapytałam.
- Jedziemy do ciebie, tylko najpierw muszę wziąć swoje rzeczy - odpowiedział. - Poczekaj tu, a ja zaraz wracam - pocałował mnie w policzek i ruszył w kierunku szatni.
Czekając na niego usłyszałam głosy dobiegające z Smoczej Sali. Podeszłam do drzwi, które były uchylone. Przez szparę widać było wuja Gideona i jakiegoś człowieka, który był uderzająco podobny do wszystkich de Villiersów jakich do tej pory poznałam. Zachowywał się on jak zahipnotyzowany. Cały czas patrzył w jeden punkt, a na szyi miał zawieszony jakiś dziwny kamień. Wychyliłam się bardziej, aby usłyszeć o czym rozmawiają, ale zrobiłam to zbyt gwałtownie i uchyliłam drzwi z głośnym skrzypnięciem. Mężczyzna mechanicznym ruchem odwrócił głowę i popatrzył mi w oczy.
- Rubin!- usłyszałam jego głos, który wydawał mi się znajomy. Byłam przerażona. Szybko ruszyłam korytarzem. Czułam, że męszczyzna za mną nie idzie, ale mimo to nie zwolniłam kroku. Na zakręcie wpadłam na Gideona.
- Gwenny wszystko w porządku? - zapytał.
- Ta...tak - odpowiedziałam zdyszana. Chodźmy już - pociągnęłam Gideona za rękę
                             ***

Przez całą drogę do domu Gideon wypytywał co mnie tak zmęczyło. Nie wierzył, że czekając na niego naszła mnie ochota na szybką rozgrzewkę albo, że ćwiczyłam ucieczkę na wypadek ataku zombie.
- Powiedz mu, że zaczęła ścigać cię banda dzikich kotów - doradzał mi Xemerius. - Bo jest to bardzo prawdopodobne, biorąc pod uwagę to, że pachniesz kurczakiem.
- Wcale nie pachnę kurczakiem! - powiedziałam ciut za głośno.
- Tylko troszeczkę Gwenny - odpowiedział Gideon. - Ale ja lubie kurczaki.
- Ha mówiłem! - Xemerius był bardzo zadowolony. - Węch jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Popatrzyłam na niego z lekkim uśmiechem, a gargulec zaczął szczerzyć do mnie swoje zębiska. Przez resztę drogi rozmawialiśmy z Gideonem o naszych ulubionych potrawach i deserach. Przez pewien czas wydawało mi się, że usłyszałam ten sam głos co wcześniej.
- Na pewno mi się przesłyszało - pomyślałam i kontynuowałam rozmowę z Gideonem.


Mam nadzieję, że rozdział się podobał :). 
Kim był ten dziwny mężczyzna? Jak myślicie?

4 komentarze:

  1. Super rozdział :D kiedy kolejny?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieźle, nieźle :) Czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział mega!!!!!
    Szkoda ze bardziej nie rozwinęła tego rozdziału może w tedy można by było łatwiej rozkminic kim jest ten tajemniczy de Villier. Chociaż mam kilka pomysłów. 😕😉

    pozdrawiam i czekam na NEXT! !!!
    paulina patrycja

    OdpowiedzUsuń