sobota, 14 listopada 2015

Rozdział VI

W jakim roku chciałabyś odbyć elapsję Gwendolyn?
- Hmm... w sumie to obojętne - odpowiedziałam panu Georgowi.
- Wydaje mi się, że 31 października 1910 roku był dość spokojny - oznajmił przeglądając kroniki strażników.
- Super, proszę wysłać mnie do ciemnej piwnicy w dniu Halloween - powiedziałam z ironią.
- Gwendolyn, to był bardzo spokojny dzień - oznajmił pan George. - Ale jeśli się boisz to mogę zmienić datę - popatrzył na mnie wyczekująco.
- Yyy... nie trzeba, dam radę - powiedziałam, starając się, aby mój głos brzmiał odważnie.
- Jesteś pewna?
- Tak! - musiałam się zgodzić. Jedyne czego mi brakowało to świadomość, że strażnicy uważają mnie za tchórza.
- Dobrze, więc ustawiam chronograf na 31 października 1910 roku godzinę hmm... - przerwał pan George. - Może na 24.00 ? Popatrzyłam na niego przerażona.
- Ha ha tylko żartowałem Gwendolyn - zaśmiał się. - Może być godzina 17.00 ? - zapytał.
- Tak będzie idealnie - zapewniłam go. Pan George nastawił chronograf.
- Gotowe - powiadomił mnie.
Podeszłam do maszyny, włożyłam palec wskazujący do otworu po rubinem i poczułam ukłucie, do którego zdążyłam się już przyzwyczaić. Nagle całe pomieszczenie oblało czerwone światło, a ja pojawiłam się obok starego biurka.
- Dzień dobry - usłyszałam za plecami miły, kobiecy głos.
- Odwróciłam się przerażona i zobaczyłam siedzącą na sofie, młodą kobietę.
- Przepraszam nie chciałam cie przestraszyć - powiedziała nieznajoma.
- Yyy...kim pani jest? - zapytałam zdziwiona.
- Nazywam się Margaret Tinley - przedstawiła się wyciągając do mnie rękę.
- Bardzo przepraszam nie poznałam pani - zaczerwieniłam się. Ostatnio kiedy widziałam Lady Tinley była ona po trzydziestce. Teraz obstawiam, że nie skończyła dwudziestu lat. Chociaż gdy się jej dokładnie przyjrzałam, to zauważyłam w niej kobietę, którą spotkałam w 1914 roku.
- Nic nie szkodzi Gwendolyn - powiedziała Lady Tinley uśmiechając się. Byłam ciekawa skąd zna moje imię ponieważ ona jeszcze nigdy mnie nie spotkała. Nie pytałam już jej o to ponieważ każdy ( tylko nie ja), kto ma styczność z Lożą wie o wszystkim.
- Usiądź Gwendolyn - powiedziała Lady Tinley robiąc mi na sofie miejsce. Posłusznie wykonałam prośbę.
- Jakim cudem w kronikach nie ma nic wspomniane o tym, że odbyła tu pani elapsję ? - zapytałam zdziwiona.
- To pewnie przez to zamieszanie spowodowane nagłym pojawieniem się profesora Rivana - powiedziała Lady Tinley.
- Jakiego profesora?
- Jak dobrze pamiętam jest on profesorem języka angielskiego - odpowiedziała, wracając do szydełkowania.
- Hmm... dziwne nie słyszałam nigdy o tym, aby jakiś profesor Rivan miał kiedykolwiek znajomości z Lożą - pomyślałam. Próbowałam jeszcze wypytać lady Tinley o tego dziwnego profesora, ale sama nie wiedziała o nim zbyt dużo.
- Może chciałabyś po dziergać ze mną Gwendolyn? - zapytała przysuwając mi włóczki.
- Yyy... Nie, nie umiem dziergać - powiedziałam zmieszana.
- To nic, nauczę cie - zachęcała mnie.
- No dobrze, w sumie nie mam nic innego do roboty - powiedziałam zrezygnowana i popatrzyłam na koszyk pełen kolorowych włóczek.
- Co chciałabyś wydziergać?- zapytała. Gdy nic nie powiedziałam to Lady Tinley zaczęła pokazywać mi własne prace. Najbardziej spodobała mi się owieczka, którą na pewno pokochałaby Caroline. Lady Tinley zadowolona podała mi przybory i pomogła mi dziergać zwierzątko. Po półtorej godziny pracy owieczka była prawie gotowa.
- Gwendolyn masz talent - chwaliła mnie kobieta.
- Naprawdę jestem zaskoczona, że wyszło tak ładnie - powiedziałam nie mogąc oderwać wzroku od mojego dzieła.
- Jeszcze tylko ją wykończ i będzie idealnie. Zostawię ci kilka ozdób, bo czuje, że zbliża się mój powrót do 1897 roku - oznajmiła Lady Tinley łapiąc się za brzuch. Wstałam szybko i pożegnałam się z nią.
- Do zobaczenia Gwendolyn - pożegnała mnie i nagle zniknęła.
Zostałam sama, więc postanowiłam wrócić do dziergania, które bardzo mi się spodobało.
- Nie mogę doczekać się komentarzy Xemeriusa, gdy dowie się o mojej nowej pasji - pomyślałam.
Gdy udało mi się wykończyć owieczkę poczułam mdłości. Szybko pochowałam swoje rzeczy do torby i w ostatniej chwili podbiegłam do miejsca w którym się tu pojawiłam.
Po kilku sekundach znalazłam się obok pana Georga.
- Jak było w 1910 roku Gwendolyn? - zapytał. - Mam nadzieję, że nic cię tam nie wystraszyło - powiedział z lekkim uśmieszkiem.
- Nie było tak źle, tylko kilka demonów, ale za to bardzo przyjaznych - zaśmiałam się.
- Jakich demonów? - zapytał Xemerius, który stał obok pana Georga. - Czy były przystojniejsze ode mnie?
Zignorowałam go i pożegnałam się z panem Georgem. Gdy zmierzałam korytarzem Xemerius mnie dogonił.
-ej ej... co to były za demony? - zapytał ponownie. - Czy były przystojniejsze ode mnie?
- Ha ha to by było niemożliwe. Jesteś najprzystojniejszym gargulcem jakiego znam - powiedziałam chichocząc.
- No mam nadzieję - ucieszył się Xemerius. - Ale zapomniałaś wspomnieć, że jestem również bardzo utalentowany.
- I do tego skromny - powiedziałam sarkastycznie.
- To t... - zaczął, ale mnie nagle ktoś pociągną za nadgarstek. Znalazłam się w ciemnym pomieszczeniu i czułam, że ktoś stał obok mnie.
- Gwen nie wypuszczę cie stąd dopóki mnie nie wysłuchasz - rozpoznałam głos Gideona. Próbowałam otworzyć drzwi, ale były zamknięte.
- Mógłbyś chociaż zaświecić światło? - zapytałam.
- Oczywiście - powiedział naciskając przycisk obok drzwi. Pomieszczenie momentalnie się oświetliło.
- Gdzie my u licha jesteśmy?- zapytałam rozglądając się po ogromnym pokoju, w którym było pełno materaców i przyrządów do ćwiczeń.
- To sala treningowa - powiedział Gideon zbliżając się do mnie. - Gwen prze...
- Nigdy nie widziałam tego pomieszczenia - odsunęłam się od niego i nadal rozglądałam się po sali.
- Bo to pomieszczenie zostało niedawno przerobione na salę treningową dla wszystkich osób powiązanych z Lożą i podróżami w czasie - powiadomił mnie Gideon.
- Ale po co?
- Gwen to jest związane z moją misją o której nie mogę ci teraz powiedzieć al...
- Aha czyli nic się nie zmieniło! Wypuść mnie z stąd natychmiast! - krzyczałam.
Gideon zasłonił mi usta swoją dłonią - ... ale rozmawiałem ze strażnikami i wyjaśnią ci wszystko jutro po twojej elapsji.
- Napaffde? - zapytałam, a Gideon odsłonił mi usta. Jak ich do tego przekonałeś?
- Zagroziłem, że sam ci o wszystkim powiem.
Już chciałam się do niego przytulić, gdy usłyszałam głos wołający Gideona. Rozpoznałam, że była to Charlottą i znowu odsunęłam się od chłopaka.
- Chyba ktoś cie szuka! - popatrzyłam na niego ze złością.
- Gwen o co ci chodzi? - zapytał.
- O to, że flirtujesz z Charlottą i spędzasz z nią tyle czasu, że dla mnie ci go już brakuje - powiedziałam nie mogąc powstrzymać łez.
- To nie jest tak jak myślisz. Gdy się nie widzieliśmy prawie w ogóle nie rozmawiałem z Charlottą.
- No to co robiłeś?
- Przez cały czas byłem na misji. Nawet nie miałem czasu się z nikim widzieć, a gdybym go miał to jedyna osoba z którą chciałbym się spotkać to ty Gwendolyn - powiedział patrząc mi w oczy.
- Naprawdę?
- Naprawdę - oznajmił wycierając mi łzy z policzka.
- Gideon... ja...przepraszam... - powiedziałam, a on zbliżył się do mnie i mocno mnie przytulił.
- To znaczy, że mi wybaczasz? - zapytałam z nadzieją.
- Gwen ale ja nie byłem na ciebie zły - powiedział a potem mnie pocałował. Odebrało mi mowę nie mogłam przestać patrzeć w oczy Gideona. Nagle usłyszałam Xemeriusa, który pewnie zorientował się, że zniknęłam i obserwuje mnie i Gideona od kilku minut.
- Mój chłopczyku:
Jesteś słodki jak cukierek, chce Cie zjeść dziś na deserek - recytował gargulec. Uśmiechnęłam się do niego. Byłam taka szczęśliwa.


Mam nadzieję, że rozdział się podobał :). Bardzo proszę o komentarze :*

3 komentarze:

  1. Fantastyczny rozdział ;) Uwielbiam twój blog

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę super.
    Hej. O co chodzi z tymi datami?
    No bo Gwen wysłali do 1910. roku gdzie żelowe wylądowała i spotkała lady Tynley która musiała wracać do 1897.
    Ludzie i co chodzi?!
    Co ty planujesz?
    Pewnie nie zdradził ale to naprawdę robi się bardzo intrygujące... 😉

    Mam nadzieje ze szybko dodasz NEXT.
    Zrób to jak najszybciej.
    Pozdrawiam i weny paulina patrycja

    OdpowiedzUsuń